Artykuł Czytelnika: Syberyjska droga
Również i w tym roku 15 lutego 2019 roku o godz. 11.45 wałbrzyscy Sybiracy, ich rodziny i przyjaciele, spotkają przy wspomnianym pomniku.
Pragnę tym skromnym artykułem zaprosić na to spotkanie wszystkich, którym nie są obce tułacze losy pełne bólu i cierpienia naszych Sybiraków, by oddać hołd pamięci ponad miliona naszych rodaków wywiezionych na Syberię i inne odległe miejsca w Rosji.
Tragiczne wspomnienia z tamtych dni niektórzy Sybiracy spisali w swoich pamiętnikach.
Swoje tułacze losy spisała również Pani Halina Mil Sybiraczka w publikacji zatytułowanej „Moja Syberyjska Droga”, której to fragmenty pragnę przedstawić czytelnikom.
„Zostaliśmy zabrani z miejsca naszego zamieszkania (Kraśne nad Uszą w woj. wileńskim) w marcu 1940 r. Pamiętam najbardziej moment tłuczenia do drzwi, a potem wybijanie ich kolbą karabinu. Pamiętam przeraźliwe, złowieszcze krzyki odkroj, a potem wtargnięcie do naszego mieszkania. Nie pamiętam tylko ich twarzy, ale skojarzenia były i są do dziś jednoznaczne.
Każdy ich ruch, spojrzenie przesycone były głęboką nienawiścią i jednocześnie sadystyczną rozkoszą z tego, że wolno im było robić z nami wszystko. Wszystko, oprócz jednego – nie wolno im było nas zabić, bo przecież tuż pod naszymi oknami stała furmanka, na którą trzeba było zmieścić pięcioro dzieci (bo tyle nas było) oraz mdlejącą z lęku i przerażenia matkę.
Był silny mróz i jeszcze mrok nocy, ale miejscowi ludzie dostrzegli, że znów „wywożą”. Jakaś kobieta z płaczem podeszła, by nas pożegnać, inna wcisnęła szalik, by założyć, bo było bardzo zimno.
Byłam wówczas małą dziewczynką i wszystkie te przerażające fakty razem wzięte przerastały moje możliwości oceny. Tuliłam się do starszej siostry, patrzyłam badawczo na zrozpaczoną matkę. Wieziono nas do punktu zbioru do stacji Olechnowicze.
Potem pamiętam wagon. Było nas w nim dużo, bardzo dużo. Bydlęce, zakratowane wagony z półkami do spania. Moje miejsce było na samym dole, na kuferku, który do dziś jest w kolekcji rodzinnej. Mieścił on wówczas cały nasz majątek zabrany w pośpiechu z domu.
Nie pamiętam, czym byłam przykryta, pamiętam jednak, że płakałam po nocach, bo spanie było bardzo niewygodne (kuferek był mały i wąski), a poza tym było mi zimno, zwłaszcza wtedy, gdy otwierano w nocy drzwi wagonu i wołano: „Kipitok!”.
Drzwi wagonu i okna były zamknięte. Wiem, że ta świadomość zamknięcia bardzo mnie męczyła i sądzę, że z tych właśnie przeżyć pozostał mi lęk przed zamkniętymi pomieszczeniami…..
Z tej podróży, która trwała cały miesiąc, moja pamięć rejestruje taki moment.
Jesteśmy już w głębokiej Rosji. Jest ciepło, bardzo ciepło. Na dworcu wielki ruch. Rosyjskie dzieci i starsi podchodzą blisko naszych wagonów. Są bardzo ciekawi, coś mówią, ale ja ich nie rozumiem. Natomiast bardzo się dziwię, bo wszystkie dzieci zwracają się do kobiet i mężczyzn nazywając ich „ciociami” i „wujkami”. Myślę sobie – tyle ludzi i wszyscy są ze sobą spokrewnieni, to niemożliwe! A potem już moment, który chyba najbardziej utrwalił się w mojej bardzo małej jeszcze główce. Stacja kolejowa, której nazwy nie pamiętam, ale wiem, że to koniec naszej podróży koleją. Wysiadamy z wagonów, podjeżdżają samochody ciężarowe, ładują nas do nich, a potem w promieniu 50 km rozwożą po kołchozach. Nas przeznaczono do kołchozu Sosnówka i wyrzucono w środku wsi.
Oto koniec naszej podróży i początek sześcioletniej tułaczki.”
Więcej wspomnień tamtych wydarzeń można znaleźć na stronie www.sybiracy.pl
Te oto przeżycia małej wówczas dziewczynki nich będą dla nas zadumą i refleksją nad daną nam wolnością, którą trzeba codziennie pielęgnować.
Kończąc swoją refleksję nad tułaczym losem naszych rodaków muszę wspomnieć, że od 18.09.2017 roku, kiedy złożyłem wniosek o nadanie nazwy ulicy w naszym mieście imieniem Sybiraków brak jest postępu ze strony miasta, mimo przychylności Pana Prezydenta. Liczę, że wałbrzyscy radni wkrótce upamiętnią trudy i cierpienia naszych rodaków wracających z tej „nieludzkiej ziemi”.
Wacław Kwieciński